
Gazeta "Wielka Polska" z 2 października 1944 r.:
"(…) Nie byliśmy entuzjastami idei Powstania, wywołanego w dniu 1-szym sierpnia. Decyzja podjęcia każdej walki musi być w naszym pojęciu dyktowana racją polityczną i poczuciem odpowiedzialności za następstwa wszczętych działań. Jesteśmy jednak również żołnierzami i czyniliśmy to, co każdy żołnierz winien czynić z momentem rozpoczęcia walki;
(…)Przy naszych, mniej niż skromnych możliwościach, rozpoczynać powstanie można było tylko w wypadku, gdybyśmy mieli zapewnioną, realną pomoc z zewnątrz.
Nawet w wypadku powodzenia, poza jedynym atutem, jakim byłoby jeszcze jedno potwierdzenie naszej woli walki, nie zyskaliśmy nic politycznie. Natomiast w wypadku niepowodzenia, które trzeba było brać w rachubę, zyskiwaliśmy jedną sławę więcej, traciliśmy natomiast wszystko to, co straciliśmy.
Niepowodzenie stało się faktem. A oto jego skutki:
- Ponieśliśmy olbrzymie straty w sile biologicznej narodu.
- Przysporzyliśmy narodowi polskiemu nowe dziesiątki tysięcy kalek.
- Obróciliśmy w gruzy stolicę Polski.
- Zmarnowaliśmy wielowiekowy dobytek kulturalny.
- Doprowadziliśmy do nędzy setki tysięcy ludzi.
- Przekreśliliśmy pięcioletni dorobek konspiracyjny przez wyniszczenie i rozproszenie aktywu politycznego, wojskowego, kulturalnego i gospodarczego.
- Doprowadzamy do obozów jeńców wojennych kilkadziesiąt tysięcy oficerów i żołnierzy, którzy przetrwali pięć lat okupacji, a teraz do końca wojny będą straceni dla dalszego wysiłku zbrojnego Polski.
- Dostarczamy nieprzyjacielowi kilkuset tysięcy robotnika, którego Niemcy nie potrafili sami wyłowić.
- Zaprzepaściliśmy olbrzymi kapitał heroizmu, wykuwającego się przez pięć lat okupacji.

W zamian za to nie zyskujemy nawet uznania w oczach świata, ceniącego jedynie polityczny realizm, siłę i równowagę psychiczną. Romantyczne gesty narodów dawno już straciły w świecie wagę atutów politycznych. Wszystko wskazuje na to, że w najbliższych już może godzinach kapitulacja stanie się faktem.
Pójdziemy na poniewierkę. Pochłoną nas obce miasta i wsie. Wielu z nas nie wróci do stolicy, w obronie której przelaliśmy tyle krwi. Wszędzie tam, gdzie się znajdziemy, świętym naszym obowiązkiem będzie rozwijać i krzewić te wszystkie wartości, jakie staną się fundamentem pod budowę Wielkiej Polski.
Historycy przyszłych dni ocenią niewątpliwie z perspektywy czasu lekkomyślnie zmarnowany heroizm żołnierza i ludności Warszawy oraz wskażą, jako przestrogę dla przyszłych pokoleń, błędy współczesnych.
Niech żyje Wielka, Niepodległa Polska!
Niech żyje Warszawa!"

Decyzję wybuchu powstania podjął gen. Bór-Komorowski i urzędujący Delegat Rządu bez przyzwolenia a nawet powiadomienia przedstawicielstwa społeczeństwa, tj. Rady Jedności Narodowej. Odpowiedzialność w pierwszym rzędzie ponosi Komenda Główna Armii Krajowej. Była ona emanacją sanacyjnej kliki wojskowej skompromitowanej już we wrześniu [19]39 roku. Trudno dziś orzec jakie motywy kierowały nią przy wywołaniu powstania, postępowanie jej musi być oceniane jednak jako lekkomyślne. Mimo to, ludzie ci próbują już dziś – podobnie jak w [19]39 roku – zrzucić z siebie odpowiedzialność za spowodowaną tragedię. Podają następujące przyczyny swego kroku: primo – że Bolszewicy dochodzili do Pragi. Stwierdzonym jest jednak, że wywiad AK orientował się w charakterze zbliżających się sił sowieckich. Były to jedynie podjazdy nie zdolne do zajęcia stolicy. Secundo – że Niemcy mieli wyprowadzić z Warszawy 100 do 200 tysięcy ludzi. Stwierdzonym jest jednak, że nie istniały żadne konkretne dane, co do tych zamysłów niemieckich. Z drugiej zaś strony likwidacja Warszawy oddała w ręce niemieckie bez porównania większe rzesze ludzi. Tertio – że powstanie miało być atutem dla premiera Mikołajczyka w jego ówczesnej podróży do Moskwy. W tym argumencie widać polityczną ignorancje tych, którzy go podnoszą. Powstanie było kłodą rzuconą pod nogi premiera, środkiem, którym mógł go szantażować Stalin, uzależniając pomoc Warszawie od przyjęcia jego żądań. Wreszcie czwarta tak zwana przyczyna próbuje obciążyć młodzież. Wydanie rozkazu do powstania było ponoć konieczne, w przeciwnym bowiem razie rozgorączkowana młodzież spowodować by mogła szereg samowolnych, nieprzemyślanych akcji, które przyniosłyby jeszcze dotkliwsze straty. Temu twierdzeniu musimy się jak najenergiczniej przeciwstawić. Reprezentujemy olbrzymią część młodzieży, znamy nastroje wśród jej reszty. Nastrój rozgorączkowania zawsze narzucany był szeregom z góry. Znając swoje zasoby broni nie mogliśmy patrzeć bez troski na wywołane wypadki. Wreszcie zbyt określona była i jest postawa młodzieży wobec Bolszewików a niepokojące wiadomości o ich stosunku do AK, byśmy nie odnosili się z największą rezerwą do akcji, opartej na rachubach bolszewickiej pomocy. Mimo to podporządkowaliśmy się rozkazom legalnych władz wojskowych. Było to wynikiem poczucia obowiązku i dyscypliny. Żołnierz i dowódca liniowy stanął na wysokości zadania. Wielu z naszych kolegów, z prezesem Młodzieży Wszechpolskiej na czele poległo. Niestety, ofiary ich wzbogaciły jedynie tragiczną polską tradycję powstańczą. Przyniosły korzyści, ale wrogom.
W poczuciu wypełnionego obowiązku mamy dziś moralne prawo potępienia swoich wczorajszych dowódców. Mamy też prawo żądać takich zmian w obsadzie naszych władz cywilnych i wojskowych, które by w pełni przywróciły im niezbędne zaufanie.
Takie jest stanowisko młodzieży wobec sytuacji wytworzonej wypadkami warszawskiemi. Doceniając jej tragizm nie odwracamy się jednak ze zniechęceniem od dalszej pracy. Nauczył nas Roman Dmowski, że jesteśmy Polakami i ponosimy odpowiedzialność za losy Polski, nie tylko w chwilach jej rozkwitu, ale i w czasach upadku. Przeciwnie, poczuwamy się dziś do tym większych obowiązków wobec Ojczyzny, przejmujemy część ciężaru prowadzenia jej spraw, którego nie może podźwignąć starsze pokolenie”.

"„W sprawie pomocy dla kraju zrobiłem i robię wszystko co możliwe, by powiększyć ilość przerzutów broni do Warszawy. Czujemy się mali wobec bohaterstwa Warszawy. Jesteśmy całym sercem i duszą z Wami … Żołnierz nie rozumie celowości powstania w Warszawie. Nikt nie miał u nas złudzenia, żeby bolszewicy pomimo ciągłych zapowiedzi pomogli stolicy. W warunkach tych stolica pomimo bezprzykładnych w historii bohaterstwa z góry skazana na zagładę. Wywołanie powstania uważamy za ciężką zbrodnię i pytamy się, kto ponosi za to odpowiedzialność ...”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz